Wywiad z Przemysławem Skowronem
1 .Czy jest Pan
krakusem? Jeżeli nie, to czemu wybrał Pan Kraków, a nie np. Warszawę, tam są
większe możliwości, a może nadal kusi Pana stolica?
Jestem takim krakusem jedną nogą, w
tym sensie, że tu przyjechałem na studia i t a k zostałem, ale większą część
życia przeżyłem już w Krakowie, więc jak mówię o domu, to myślę o Krakowie,
konkretnie o Podgórzu. Od 10 lat jestem podgórzaninem a nie krakusem, bo tak
się teraz podobno mówi w Podgórzu, że jedzie się do Krakowa na zakupy. Ja jadę
do Krakowa do pracy, bo też tak to traktuję jako podgórski neofita.
Dlaczego Kraków? Bo taki kierunek studiów.
Kraków ma to do siebie, że „trenuje” całą tę Małopolskę, że wszyscy chcą tutaj
przyjść na studia, bo to jest piękne, genialne miasto, największe w okolicy,
tak zbiorczo. Pewnie Warszawa daje większe szanse, ale już tutaj osiadłem i
chciałbym tu zostać i mieszkać, tu jest fajnie. Warszawa jest kapitalnym
miastem, nie wiem, czy tam kiedyś trafię, czy nie chciałbym tu zostać. Choć
Warszawa daje większe możliwości, jeśli chodzi o pracę w zawodzie, niż Kraków,
niestety.
2.Czy pamięta Pan swój pierwszy dzień w radiu? Czy wydarzyło się wówczas
coś, co zapamiętał Pan na zawsze?
No tak, bo ja miałem
okropną tremę i byłem przerażony tym, że muszę mówić do ludzi. Zamiast powiedzieć,
że "Dzień dobry, jest 7:16" powiedziałem "Dzień dobry, jest
16:30", przestraszyłem się i wyłączyłem mikrofon i chciałem uciec ze
studia. Tak, że to był cały pierwszy dzień, więcej tego dnia się nie odzywałem,
nie do mikrofonu.
3. Czy praca w radiu jest dla Pana satysfakcjonująca? Jeżeli tak, to
dlaczego w stacji RMF FM?
To jest największa
stacja radiowa Europie, i prowadzę (mam przyjemność od lat nastu) to
najważniejsze pasmo w tym radiu, więc chyba mam wymarzone miejsce przy mikrofonie. I
tak się spełniam, i realizuję, i trzymam
słupki na odpowiedniej wysokości przez cały czas, więc jest dobrze. Daje mi to
satysfakcję, dużo radochy. I to jest tak, że z początkiem każdego miesiąca Prezes
stacji dostaje wyniki słuchalności za poprzedni miesiąc, więc muszę się
pilnować i musi być dobrze. Jest. Przy "Wstawaj, szkoda dnia" budzi
się od lat najwięcej ludzi w kraju i to jest dobre.
4. Co Pana najbardziej pociąga w
prowadzeniu porannego programu „Wstawaj, szkoda dnia”? Co Pan czuję wiedząc ,
że słucha Pana prawie cała Polska?
To jest chyba
najtrudniejszy program ze wszystkich, tu się najwięcej dzieje. Tutaj trzeba non
stop na żywo reagować. To jest pierwszy
program, ludzie się budzą, włączają radio i muszą dostać taki zastrzyk
pozytywnej energii i dosyć dużo informacji. Nas tu jest o wiele więcej niż w
innych pasmach na antenie, jesteśmy praktycznie non stop, musimy podejmować
decyzje, cały czas na bieżąco, o czym mówimy, o czym nie mówimy. Staramy się
mówić o rzeczach aktualnych i takich dziejących się tu i teraz, zastanawiamy
się, o czym będą mówić ludzie jadąc w
autobusie do pracy, albo mąż z żoną przy porannej kawie. Więc my próbujemy być
maksymalnie aktualni, przy tym jeszcze i zabawni, żeby ktoś się i obudził przy
muzyce, i wypił sobie przy nas kawę i jeszcze się roześmiał z naszego
komentarza. To jest najlepsze w tym paśmie (to jest pasmo poranne od 5.30 do
godz. 9.00), że z nami ludzie się budzą. Radio o tym czasie jest tzw. radiem
aktywnym, ci ludzie nas cały czas słuchają. Czy to sprawdzając godzinę, czy
pogodę, czy jak się ubrać, co się
zdarzyło w świecie, chcą wiedzieć. Cały czas te wszystkie potrzeby spełniamy.
Radio późniejsze jest radiem towarzyszącym, tzn. ktoś nas słucha przy pracy,
nie tak aktywnie jako o poranku. To mnie najbardziej cieszy w prowadzeniu
poranka. Ten najbliższy kontakt ze słuchaczem.
Jaka była druga część
pytania?
To znaczy my mamy 10 mln przy
radioodbiornikach, ale tego nie widzimy. Zdajemy sobie sprawę, że jest dużo
ludzi przy radiu, ale nic nie czuję. Staram się, żeby tym ludziom było ze mną
dobrze. My prowadzimy takie badania. Wiemy kto, o jakiej godzinie, gdzie włącza
radio. Na początku są kończący pracę piekarze i
taksówkarze, kierowcy z MPK, potem się budzą szkoły, pracownicy
Warszawy. Wiemy jaki słuchacz jest kiedy przy radiu i staramy się jak
najbardziej go zadowolić.
Czyli nie ma Pan takiej tremy, jak Pan
nie widzi tych wszystkich ludzi, chociaż jest ich tak dużo?
Nie, tremy nie mam już od dawna. Przez
lata całe miałem tremę. Nie wiem, czy to jest dobrze, czy źle, że ja nie mam
tremy. Jestem w stanie otworzyć mikrofon w każdej chwili i będę sobą, ale to
jest chyba wiara w siebie płynąca z wielu lat otwierania tego mikrofonu, że nie
ważne co się wydarzy, mam świadomość tego, że sobie świetnie poradzę. Nawet jak
zrobię głupotę jakąś, to jest ze mną kolega, który mnie uratuje. Nie mam tremy
najmniejszej. Widząc ludzi , jak gdzieś występowałem publicznie (bo ja też
prowadzę imprezy) też tej tremy nie mam.
5.Napisał
Pan na swoim profilu facebookowym cytuję „ Obrazy i słowa - to za
ich pomocą portretuję ludzi i opisuję świat”, czy związku z tym nie myślał Pan
kiedyś, by porzucić audycje radiowe i zostać prezenterem telewizyjnym?
I
tak i nie, bycie prezenterem telewizyjnym wiąże się chyba z większą rozpoznawalnością, a co za tym idzie
i z większymi pieniędzmi, więc to by było fajne i wygodne jeśli idzie o
rodzinę i jej utrzymanie, na pewno
byłoby dużo plusów w tej sytuacji. Natomiast radio jest, jak Wam mówiła Ewelina
Pacyna, medium intymnym, tu jesteśmy my i mikrofon, zaraz przy radioodbiorniku
jest słuchacz praktycznie nic nas nie dzieli. O telewizji się mówi, że jest to
zimne medium. Człowiek musi się przebić przez te kilka warstw szkła, czy to
obiektywu, czy później tego telewizora, żeby do człowieka dotrzeć i tam już
takiej intymności nie ma, że jestem ja sam i jest mikrofon, ale są tam
oświetleniowcy, dźwiękowcy, realizatorzy. To jest już medium innego kalibru i
jeszcze trzeba mieć wygląd (to akurat mam). To jest coś zupełnie innego.
Ja to robiłem wiele lat temu. Pracowałem
z naszą Telewizją na Krzemionkach, czy z tymi publicznymi, ale radio mi się o
wiele bardziej podoba, ja lubię radio, jestem zakochany w radiu. Natomiast
jeśli chodzi o kwestię finansową, też bardzo ważną w naszym życiu, to
troszeczkę mogło by mi pomóc. Idealnie byłoby pracować trochę tu i trochę tu,
tam z doskoku i tu sobie wracać. Telewizja nie jest na stałe, trochę się z nimi
współpracuje, potem ta praca się urywa, no i tak to wygląda.
6.Co jest
najtrudniejsze w pracy na żywo?
To, że trzeba na bieżąco, na żywo prawidłowo
reagować na to, co się dzieje dookoła ciebie. Jak są fakty, w których coś się
wydarzyło istotnego, prawda, to nie
możemy tego nie zauważyć, tylko musimy się do tego jakoś odnieść w sposób,
który wypada i z klasą w zależności od tego, co się będzie działo. Właściwe
reakcje ( udaje nam się to robić) na to,
co się dzieje dookoła, bo poranków się tak świetnie nie przygotuje w 100% jak
innego programu. Program weekendowy można sobie nagrać wcześniej i wszystko
przygotować, a tutaj wchodząc do studia mamy taki mniej więcej zarys tego, o
czym opowiemy. W dużej mierze poranek jest głównie improwizowany, tak prawie
cały czas. Tam mamy zapisane, bo wiemy co, kto ma powiedzieć, ale cały czas wymyślamy,
żeby tutaj się nie zagalopować w tym, żeby nie popełnić takich durnych błędów,
tu się trzeba pilnować. Bo to jest tak łatwo. Jak ostatnio było - poszliśmy w
jakieś tam „patataj”: ile zarabia arcybiskup Nycz? I tak zaczęliśmy: o ho, ho,
arcybiskup Nycz, tylko 9 tysięcy! Dopiero po wyłączeniu mikrofonów zdaliśmy
sobie sprawę, że to troszeczkę nie do końca było takie eleganckie. To jest
właśnie najtrudniejsze, żeby się tak wypośrodkować, żeby nikogo nie urazić i
nikomu na odcisk nie nadepnąć. Tutaj też trzeba się pilnować, bo jak mnie coś
bawi szalenie, to mi się zapala czerwona lampka: czy to, aby na pewno jest
śmieszne dla wszystkich innych wokół, czy tak samo uśmiechnie się ta mama z
dzieckiem, która teraz ma włączone radio jak i ten pan Staszek, który siedzi z
kolegami na budowie, bo zaczęli przed chwilą robotę. Musimy dotrzeć i do niego
i do niej, bo jak jeszcze mamy przy radioodbiornikach prezesa dużej firmy i
pana doktora, który jedzie na swoją zmianę, więc to, co mówimy, musi trafić do
nich wszystkich, co nam się udaje robić.
7.Czy wszystkie Pana publikacje były inspirowane
radiowymi audycjami? Tu chodzi o te publikacje książkowe, tu mamy np.„Zapukaj i
otwórz sobie sam’’
.
Ja
książki napisałem dwie „Imieninałki” i „ Maksymy Skowrona” .
Gdzie to można jeszcze zdobyć?
Ze
cztery lata temu widziałem to w koszu, na tej wyprzedaży, za 4.99zł w jakimś
supermarkecie. To jest straszny cios, jak człowiek się tam gdzieś stara, ma
jakąś swoją książkę, nagle się widzi w tym koszu do grzebania i to, że tam jest
Mickiewicz, to jakoś mnie nie pociesza. Nie wiem, czy jest to gdzieś do
kupienia, chyba w jakiś audiobookach, gdzieś można to jeszcze kupić.
To są dwie jedyne książki, jakie
napisałem. Te pozostałe - to ja kiedyś
popełniłem taki tekst, bo trzeba było na szybko biografię swoją napisać, więc
ja tam powymyślałem maksymalną ilość głupot i to niestety jakoś krąży.
Jakieś
takie coś „Drzwi nicości” i „Zapukaj i otwórz sobie sam” to są nonsensy, to są
głupoty, ale to niestety żyje i
funkcjonuje i raz na jakiś czas dostaję rykoszetem. Była jakaś akcja czytania
książek dla dzieci kilka lat temu, z
okazji bodajże Wielkiej Orkiestry i w Teatrze Wielkim .
Publikują w Wikipedii jeszcze „Kabury nicości” ,
„Trzaskając nicością”, „Osiem listów do nicości”.
To jest wszystko zmyślone, to proszę w to
nie wierzyć.
To wszystko jest na stronie Wikipedii.
To ja kiedyś dostałem imprezę do prowadzenia, bardzo fajną. Jedna tutaj z szacownych uczelni krakowskich do mnie zadzwoniła, że jest impreza i chcieliby, żebym ja ją poprowadził. Taka konferencja duża
naukowa, bo ja współpracuję z takimi licznymi instytucjami dużymi na świecie. A ja: o czym państwo mówicie? I oni mi jadą, a te instytucje też są wymyślone.
My
je też mamy: Wiemy że współpracuje Pan z wieloma organizacjami takimi jak np.Szwajcarski Instytut Książki
Eksperymentalnej lub Wszechnica Brytyjska. I teraz taki przypał, że Pan mówi, a
to jest wszystko nieprawda? My o tym mamy te pytania i to jest trochę tak
głupio teraz.
Dlaczego? To możecie napisać, że ja
kiedyś popełniłem taką swoją biografię, więc usiadłem i wszystko zmyśliłem i
niestety pokutuje to dzisiaj, bo raz na jakiś czas mi się trafia, albo
sympatyczny uśmiech od osób, że dostaję do prowadzenia konferencje, albo kiedyś
było czytanie książek dla dzieci Brzechwy, a w tym brałem udział i mnie
zapowiadał Pan Tomasz Szymszajner : „Teraz Przemysław Skowron; miał kiedyś
sklep z mięsem, ale go okradli, dlatego teraz czyta”. Tam też
może być jakaś taka głupota, prawda? Że miałem kiedyś sklep, już chyba
otworzyłem, ale mnie okradli, czy coś takiego. Więc ja uprzedzam, że tam jest
sklep z mięsem, też nigdy nie prowadziłem. Ale Tomasz Olbratowski handlował
srebrem, może wam się to przyda, bo on był handlarzem srebrem. Jeździł po kraju
i jakoś to srebro rozprowadzał.
Tak więc te organizacje są
wymyślone i większość książek też.
8.Czy chciałby Pan coś zmienić w
swojej pracy?
Nic, nic bym nie chciał zmienić.
Znaczy chciałbym zmienić, ale to jest nie do pogodzenia. Jak poranne pasmo
prowadzę, tak, to ja tylko raz dzieci odprowadziłem do przedszkola i do szkoły.
Jeden raz w życiu, akurat jak tam była katastrofa w Smoleńsku, to wtedy
dostałem wolnego dwa dni. To jest jeden
jedyny dzień, kiedy odprowadziłem córkę i syna do przedszkola i do szkoły.
Nigdy więcej tego nie zrobiłem, ale za to chodzę na wywiadówki. To bym zmienił,
żeby więcej z rodziną siedzieć. Ja też muszę wieczory spędzić, żeby się
przygotować. Więc to też bym zmienił, aczkolwiek jest to immanentną częścią mojej
pracy, więc mogę sobie chcieć, ale to i tak zostanie i tak zawsze będzie, że
wieczorem, jak wszyscy mają wolne, to ja
muszę siąść i zobaczyć, co się wydarzyło w świecie i się przygotować do pracy.
9.Ostatnio Youtube bardzo zyskał na popularności. Myślał
Pan kiedyś o założenia kanału?
Myślałem nad tym,
tylko właśnie nie wiem czy ja trafię do młodzieży. Ja jestem z lat 70-tych,
więc próbuję jednego z moich synów do tego wpleść, żeby on mi pomógł i powiedział, co jest fajne, a co jest czerstwe.
Co się sprzeda, a co nie, bo ja nie mam takiego wyczucia jak wy.
10.Jak odbierał pan „Star Wars” kiedyś a teraz? Pytam o
to, bo bardzo lubię te filmy i wiem, że kiedyś, to było takie „łoł”, a teraz to
już nie jest takie wrażenie.
Teraz już chyba
mniejsze. Bo ja myślę, że kiedyś Jorge Lucas był wizjonerem. On pierwszy
zaproponował efekty takie, jakie zaproponował. W sumie one się nie zestarzały
do dzisiaj. Was mogą śmieszyć te komputery ichniejsze, ale efekty dalej robią
wrażenie z tych filmów kręconych na początku lat 80-tych, czy w połowie. Akurat
w ‘86 tata mnie zabrał do kina na ,,Imperium kontratakuje", to siedziałem
z takimi oczami, tak na prawdę do dzisiaj tak siedzę i z zachwytem patrzę na
ten film. No, teraz te efekty niezwykłe spowszechniały i widzimy je na co
dzień. Więc coś takiego wrażenia na mnie nie robi. Poza tym jak człowiek jest
starszy, to inaczej patrzy na film. Już nie siedzę w tym kinie z oczami
wywalonymi.
11. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej na temat różnic
między pokoleniami?
Świat się szybko
zmienia po prostu. To nie są różnice między pokoleniami. To są różnice nawet
jeśli idzie o dekady. Zupełnie inne rzeczy interesują ludzi 10 lat ode mnie młodszych np. kolega, z którym prowadzę program, Kamil Baleja, on się
nie załapał tak, jak ja za młodu na te ,,Gwiezdne Wojny". Jak już potem je
przegapił, on w ogóle nie bardzo zna postaci, nawet z stamtąd, ale i z lat
80-tych. On nie wie, kto to jest Yoda. To już takie są . Jak widzisz mijamy
się. Kiedyś było takie coś, jak taki kod kulturowy. Wszyscy się uczyliśmy tego
samego, był kanon lektur szkolnych. Dlatego ja, ludzie 10 lat starsi, czy 10
lat młodsi czytaliśmy te same książki i znamy te same określenia. Wiemy, co
znaczy „Czekając na Godota”, bo czytaliśmy te książki. Natomiast ostatnio RMF
MAXXX , ze dwa lata temu popisali takie kapitalne rzeczy, takie krótkie, takie
scenki śmieszne, ale odnoszące się do wydarzeń historycznych, czy do lektur i
wpuścili to na badania i się okazało, że ludzie w ogóle nie wiedzą, o czym oni
mówią. Np, „przekroczyć Rubikon”
i cały skecz przestawał być śmieszny. Bo te kody kulturowe, które kiedyś
nas łączyły zaginęły. Więc śmieszne, że ja mogę ze swoim dziadkiem pogadać i on
mniej więcej będzie wiedział, co mnie cieszy i że może porozmawiać o „Ogniem i
mieczem”. A z młodszymi o 20 lat tak
troszeczkę już nie bardzo jest. Oczywiście możemy pomówić o filmie, co
widzieliśmy na youtubie. Nie wiem, czy ta odpowiedź jest wyczerpująca, bo to jest tak
szeroki temat, że można by książkę napisać, a właściwie trzeba by
przeczytać dwie, żeby na to pytanie
odpowiedzieć.
Całkiem fajny skecz,
dzieje się np. na statku tylko tam było bocianie gniazdo i „jajko Kolumba” i
ludzie to odrzucili, bo nie wiedzieli, o co chodzi. Dlaczego? Co was w tym
śmieszy? I to byli ludzie w wieku 20 lat, czy tam
studenci.
Student pytany o
stolicę Węgier, mówił, że Austria. Smutne historie się dzieją.
„Obrazy i słowa - to za ich pomocą portretuję ludzi i opisuje
ich świat.”
Bo był jakiś cytat z facebooka. Tak. Bo
jeszcze lubię robić zdjęcia. Ja się spełniam jako fotograf. Fotografuje jak tylko
mogę. Ja właśnie pracując już lata w
radiu, tak mówiłem, że gdybym mógł jeszcze kiedyś wybrać i świadomie zdecydować
o swoim losie, to bym poszedł na fotografie. Stwierdziłem: czemu mam zacząć
tego nie robić? Więc jakby zacząłem fotografować, portretować również. I jak
się kiedyś spotkamy w Podgórzu to zapraszam serdecznie.
A co Pan
najczęściej fotografuje?
Ja lubię ludzi
fotografować. Człowiek musi być na zdjęciu, bo on robi zdjęcie. Zdjęcia
widoczków czy budynków, kwiatków zupełnie mnie nie kręcą, nie „tarzają” , nie
nawilżają.
A piesków?
Trochę porobiłem też
zdjęć piesków. Istota żywa. Pieski. To jest też śmieszne, bo jak tam wrzucam
zdjęcie, jakiś taki portret moim zdaniem fajny, wysmakowany, świetnie zrobiony,
ciekawy i nikt na niego nie reaguje - dostaje 3 lajki, a wrzuciłem zdjęcie pieska i nagle jest 500.
Ja tego nie rozumiem, bo a propos pytania o różnicę między pokoleniami - ja bym się zachwycił zdjęciem człowieka, a
młody woli zdjęcie pieska. To są obłędne ilości lajków pod pieskiem. Takie są
różnice. Ale też czasami, jak coś wymyślam nowego, to ja pytam synów, czy to
jest fajne, czy to jest czerstwe, czy im się to podoba czy nie. Najczęściej się
tak na mnie patrzą z lekkim politowaniem, że czym ja się zachwycam. Wrzucam na
moim fanpageu zdjęcie i przechodzi bez echa, a pieski w ogóle do tej pory się
za mną ciągną.
A ja dziękuję, że
mnie nie zadałyście pytania, jak się zaczęła moja przygoda z radiem. Bo to
wszyscy zadają to pytanie na „dzień dobry”. Od tego się zaczyna na 99%, plus na
koniec: jakie są pana plany na
przyszłość.
Wywiad przeprowadziły: Oliwia Angelika
Komentarze
Prześlij komentarz